MG Anfarius | Amy | Sesja #1 *Wodospad*

Anfarius

Nie ma to jak błąkać się po pustkowiach. Krajobraz pusty, nie jest to nawet pustynia jeno pustkowie. Popękana ziemia, skarzona woda, zmutowane zwierzeta. Ciepłe dni i, o bogowie, ciepłe noce. Już dawno zapomniałas, że kiedykolwiek jadlas mięso. Teraz jedynie wyrastające gdzieniegdzie trawy były dobre do zjedzenia. Kolor był podejżany. I pomysleć, że dla tychże pustkowi opusciłas Miami.

Wiesz, ze jestes na północ od Florydy, na drodze do Nowego Jorku. Za niedługo powinny pojawić się wioski Federacji Apallachów. Miejmy taką nadzieję.

Na wprost ciebie dostrzegłas chmurę oparów, zapewne skaroznych. Chmura była szybka, mknęła w twoją stronę.

Dartius

*ewidentnie trzeba będzie przeczekać ulewę. Zakładam gogle oraz pozostałe rzeczy by zakryć głowę i uważnie rozglądam się za kryjówką. Zdejmuję lunetę od snajpery i uważnie lustruję teren w poszukiwaniu jakieś jamy lub groty. Lepiej zaryzykować walkę z zamieszkującym je stworem niż wystawić się na większe skażenie.*Trzeba było załatwić sobie kapok.....*mruczę do siebie*

Anfarius

Rozglądasz się i jedyną rzeczą, którą dostrzegłas był majaczący po twojej prawej stronie czarny punkcik. Człowiek? Samochód? Koń? Wilk? Nie potrafisz rozróżnić. Spoglądając raz po raz w kieruknku chmury zdajesz sobie sprawę z tego, ze to nie chmura. Tornado. Czarny potwór mknie w twoją stronę.

Dartius

-Cholera.....*rzucam do siebie i zaczynam biec w stronę zauważonego punktu. Szczelniej zasłaniam twarz, choć wiem że na nie wiele to się zda. W pogotowiu zakładam kastet.* Szybciej... do cholery

Anfarius

Jestes bardzo osłabiona z powodu braku potrzebnych dla organizmu substancji, dostarczanych mu zazwyczaj poprzez jedzenie. Biegniejsz, ale bardzo szybko męczysz się i zwalniasz. Tornado nie wygląda na takie, któreby się na ciebie uwzięło. Słyszałas, że posiada inteligencję ale to na pewno blaga. Czarny punk powiększa się, przez lunetę widzisz już wznoszacy się za tymże punkcikiem tabun pyłu.

Dartius

No to w pytę.....* zwalniam kroku by nie tracić resztek sił. Ręka sama powędrowała i uchwyciła za brzuch. Ciężko łapiąc oddech podążam dalej w kierunku punktu.* Gorzej już chyba nie może być....trzeba było wziąć żarcie idiotko*odburkam pomiędzy oddechami*

Anfarius

Bolało cię już gardło, gdy spojrzałas w stronę Tornada, zdało ci się, że już nie jestes na jego drodze. I rzeczywiscie, minęło cię o jakies trzydzieci metrów pozostawiając czarny osad. Spojrzałas przez lunete na czarny pnkcik. Teraz już nie był czarny. Był to zielony jeep z dziwnym rysunkiem na masce. Słyszałas w oddali radosne krzyki.

Dartius

Ćpuny...no pięknie.*Podążam w kierunku samochodu. Za pomocą lunety sprawdzam czy Tornado dopadło pojazd. Być może będzie okazja "zapożyczenia samochodu". Lub chociaż podwózki. Zwalniam krok, by iść optymalnym tempem. Nie mogę pozwolić sobie na zbyt dużą utratę sił*

Anfarius

Jeep dojechał do ciebie gdy byłas już jakies dwiescie metrów od czarnego sladu. Na masce wymalowany był szczur chrupiący metalową kończynę robota. W wozie, za kółkiem siedział niski, niezbyt zadbany mężczyzna. Miał długie i tłuste włosy sterczące na wszystkie strony, kilkudniowy zarost i naćpany wzrok. Drugi był zwinięty w kłębek na tylnym siedzeniu. Pogrążony w narkotycznym snie. Mężczyzna za kółkiem ubrany był w podartą białą, teraz już szarą, koszulę i krótkie spodenki. Ten drugi był ubrany w płaszcz nieprzemakalny i brudne, niebieskie majtki*Podwieźć, paniusiu?*Spytał kierowca. Jego glos był tak samo nacpany jak wzrok.

Dartius

Jakbyś czytał w moich myślach* odpowiadam i ładuję się do bryki* Dokąd zmierzasz??*rzucam od razu wzrokiem rzucając na gościa z tyłu po czym zwracam się na kierowcę. Obserwując go staram się wyczytać zamiary. Kobieta musi dbać o siebie więc gdyby próbował sztuczek zarobi strzała*

Anfarius

Kierowca nie próbował sztuczek. Jeep podskakiwał na wszystkich wybojach, raz prawie nie rozbiłabys sobie nosa gdy wpadliscie na potężny kamień*Jak to gdzie? Tornado, kobito! Jestesmy zbieraczami. Zbieramy Tornado*Wskazał ręką czarny slad który jeszcze chwile temu był za tobą*Potem wieziemy wszystko do nas. Wyglądasz na ocządny kawał baby, myslę, że możemy cię wziąsć do naszego koncika*Powiedział zatrzymując jeepa przy czarnym sladzie.

Dartius

Wolałabym do miasta jakiegoś ale skoro nalegasz*odrzekam, gdyż nie mam ochoty na sprzeczki. Staram się zebrać siły i zorientować w trasie*

Anfarius

Mężczyzna spojrzał na ciebie z usmiechem, chwile potem wjechaliscie na kolejny kamień i prawie nie wypadliscie przez przednią szybę. Mężczyzna na tylnym siedzeniu zakaszlał*Chyba źle mnie zrozumiałas, paniusiu. Mieszkamy w miescie. Nazywa się Jorge i jest nawet niedaleko. Mamy wodę, knajpę, sklepy. Próbujemy odbudować riuny starego Jorge i nieźle nam to wychodzi*Mówił z nieukrywanym entuzjazmem*A na szczycie wieży mamy nawet flagę!*Zasmiał się a jeepa zatrzymał. Staliscie tuż przy czarnym sladzie. Mężczyzna walnął spiącego w głowę*Jestesmy, wstawaj pedale!*Po chwili zwrócił się do ciebie*Potrafisz zbierać Tornado?*

Dartius

Powiedzmy, że szybko się uczę.*odrzekam do kierowcy*Powiedz tylko co mam zrobić.....*Trzeba jakoś na życie zarabiać. Będę się stosować do wskazówek kierowcy. O ile mi je poda*

Anfarius

Mężczyzna zaczął szperać w plecaku, który nagle wyciągnął spod nóg*Gdzies tu powinienem mieć zapasową parę*Powiedział i po chwili wyciągnął parę rękawiczek. Wydawało ci się, że zostały zrobione z czegos, co przed wojną nazywano prezerwatywą, no ale trudno*Musisz być bardzo ostrożna, to po pierwsze. Zbieraj przede wszystkim największe grudki i uwarzaj, żeby nie pogniesć. Szukamy narkotyku w najlepszym stanie*Wręczył ci rękawiczki, sam założył sobie parę, z plecaka wyciągnął jeszcze dwa worki. Jeden dał ci*Ładuj wszystko tutaj, tylko ostrożnie. Ten idiota się chyba nie obudzi. Żadko się budzi po otrzymaniu czystej dawki*Wyszedł z jeepa i zaczął zbierać.